Coś się kończy, coś się zaczyna.
Tak przynajmniej sobie mówię, co by nie zwariować.
Niestety, nie mam na myśli końca mojej choroby (Ha! Niedoczekanie…) i narodzin „nowej”, „lepszej” Patrycji, ale… po raz pierwszy znalazłam w sobie odwagę, aby wreszcie zrobić coś tylko dla siebie. Z czysto egoistycznych pobudek porzuciłam więc stabilną, dobrze płatną pracę i wraz z końcem listopada podarowałam sobie wolność!